Komisja Spraw Konstytucyjnych PE (AFCO) przyjęła w środę sprawozdanie zawierające projekt zmian Traktatów UE. Zostanie on poddany pod głosowanie podczas listopadowej sesji Parlamentu Europejskiego i zapewne przegłosowany. Problem w tym, że zgodnie z literą prawa zmiany traktatowe nie mogą być przyjęte w drodze głosowania, ale jednomyślności, i to nie na poziomie PE, ale rządów poszczególnych państw. Sam zatem fakt, że AFCO w ogóle podjęła tę kwestię stanowi poważne naruszenie obowiązujących traktatów, konstytucji narodowych i ingerencję w prerogatywy wszystkich instytucji państwowych członków UE. Najwyraźniej zideologizowany unijny mainstream obok epoki postprawdy chce Europie zafundować epokę postprawa.
O tym, że instytucje unijne traktatów nie przestrzegają, mogliśmy przekonać się już wielokrotnie. Przykłady można by mnożyć, chociaż najbardziej skandaliczne wydają się być: decyzja TSUE o zamknięciu Turowa, ingerencja w sprawy światopoglądowe, atak na polskie Lasy Państwowe i Puszczę Białowieską oraz ingerencja KE w polskie sądownictwo. Wysiłki polskich elit politycznych obliczone na wygaszenie ataków ze strony Brukseli jedynie zachęciły tę ostatnią do dalszych ataków.
W rezultacie mamy sytuację unijnej dyktatury, która domyka właśnie system podporządkowania państw członkowskich w celu włączenia ich w jedno unijne superpaństwo. Dzieje się to z pogwałceniem prawa i dobrych obyczajów politycznych i – o zgrozo – przy zupełnej obojętności obywateli. Przecież problem utraty suwerenności dotyczy nie tylko Polski, ale i innych krajów wspólnoty, a przynajmniej część z nich wydaje się być nie tylko pogodzona z losem, ale i zadowolona z dominacji Niemiec. Prezydent Republiki Czeskiej Petr Pavel po spotkaniu ze swoim niemieckim odpowiednikiem Frankiem-Walterem Steinmeierem oświadczył, że Praga i Berlin powinny „zacząć pisać nowy rozdział relacji”, i zaapelował do RFN , by „w nowej erze relacji międzynarodowych przejęła inicjatywę w kwestiach geopolitycznych i niosła odpowiedzialność za Europę”. Pavel podkreślił, że jest świadom, iż w wielu krajach „niemieckie przywództwo” stanowi kwestię wrażliwą, więc lepszym jego zdaniem określeniem jest „niemiecka odpowiedzialność”. Dodał, że „Czechy są gotowe” wspierać RFN w tym dziele. Wyraził przy tym pogląd, że byłoby „nieszczęśliwie”, gdyby rosnąca rola Europy Środkowej i Wschodniej przełożyła się na wewnątrzkontynentalną rywalizację regionu z „tradycyjną Europą Zachodnią”.
Problem w tym, że „tradycyjna Europa Zachodnia” w zasadzie już nie istnieje zastąpiona przez zideologizowanego potworka ogarniętego szałem destrukcji. Zakotwiczona mentalnie w neomarksistowskim pojęciu postprawdy w prostej linii zmierza do postprawa i jego dyktatury. Jeżeli zatem ktokolwiek sądzi, że Wielki Reset – marzenie wąskiej grupy światowych elit – dokona się na gruncie prawa, to jest w głębokim błędzie. Po przejęciu przez Niemcy władzy w Unii Europejskiej nic nie będzie się działo w duchu litery prawa, ale odgórnego dyktatu zgodnie z linią Altiero Spinellego wytyczoną w Manifeście z Ventotene. W Europie zostanie zastosowany chiński model zarządzania społeczeństwem, co będzie oznaczało względny dobrobyt dla lewicowych aktywistów, przy jednoczesnych prześladowaniach osób przywiązanych do katolickich wartości i samej wiary. Jedyną dopuszczalną „prawdą” będzie ta serwowana z ośrodków władzy, a jedynym „prawem” to odgórnie narzucone przez centralę. Będzie to system opresyjny, wspomagany najnowszymi zdobyczami technologicznymi, a więc inwigilujący wszystkich i wszędzie. Owa inwigilacja nie będzie regulowana prawnie, ponieważ prawo jako takie w zasadzie nie będzie istniało – zarządcy systemu będą mieli pełną decyzyjność, ale ta z klasycznie rozumianym prawem nie będzie miała nic wspólnego.
Wraz z przejęciem władzy w UE przez Niemcy demokracja jako taka odejdzie w niebyt zastąpiona fasadowymi wyborami do fasadowych instytucji pełniących jedynie funkcje wykonawcze dyrektyw płynących z centrum zarządzania. „Misją dziejową” Niemiec ponownie stanie się budowa totalitaryzmu, czego w ubiegłym stuleciu obawiał się Robert Schuman pisząc: „Jak długo są podzielone, jak długo czują tęsknotę za jednością, Niemcy stanowią mniejsze zagrożenie dla pokoju w innych krajach. Jak tylko ich potrzeba jedności zostanie zaspokojona, znów stają się opętane nowymi ideami dominacji. Łatwo je przekonać, że opatrzność ma dla nich specjalną misję”. Warto dodać, że Niemcy wykorzystają obecne kryzysy: wojny, terroryzm, kryzys gospodarczy jako katalizatory dla nowej wersji narodowego socjalizmu przeniesionego na poziom unijny. To, czego nie udało się osiągnąć Adolfowi Hitlerowi przy pomocy oręża, kanclerz Olaf Scholz wraz z przewodniczącą KE Ursulą von der Leyen uczynią z pomocą unijnych instytucji i kapitałowej agresji.
W tym systemie wolność słowa zostanie zastąpiona restrykcyjną cenzurą – prawdziwe dziennikarstwo odejdzie w niebyt zastąpione przez urzędników ds. propagandy, natomiast media będą zmuszone serwować swoim odbiorcom oficjalny rządowy przekaz. Społeczeństwa z informacyjnych zostaną społeczeństwami propagandowymi i nie będą miały żadnego wglądu w to, co czyni władza. Będzie to system niewolniczy, chociaż jedynie nieliczni zostaną fizycznie zakuci w kajdany i umieszczeni w miejscach odosobnienia. Zresztą nie będzie potrzeby zamykać ludzi w więzieniach, ponieważ sami się zniewolą za pomocą tandetnej rozrywki i elektronicznych gadżetów. Pozbawieni umiejętności logicznego myślenia, nie będą potrafili postawić prawidłowej diagnozy rzeczywistości, w jakiej przyszło im się znaleźć, a co za tym idzie nie będą zdolni do wypracowania planów naprawczych.
W epoce postprawa wszystko będzie zresztą względne z dobrze skrywaną zawartością, zatem już samo uchwycenie istoty problemu będzie nastręczać niemałe trudności dla tych, którzy jeszcze zachowają resztki zdrowego rozsądku. Paradoksem jest, że do tego wszystkiego dochodzimy w sposób tzw. demokratyczny – ktoś bowiem zagłosował na ludzi mających to w swoich programach wyborczych – co oczywiście nie ma nic wspólnego z prawdziwą demokracją.
Anna Wiejak