Inicjatywa C40 Cities to rozwinięcie założeń zrównoważonego rozwoju. Już najwyższy czas na opamiętanie!

Fot. Pixabay

Część mediów w Polsce zelektryzowało dołączenie Warszawy do inicjatywy C40 Cities. Czego zupełnie nie dostrzeżono, to że dokonuje się to w ramach zrównoważonego rozwoju (sustainability), co zresztą wyczytać można na oficjalnej stronie internetowej wspomnianej inicjatywy. Zawarte tam „zrównoważone” propozycje docelowo mają dotyczyć również innych miast, a stolica Polski jest jedynie jednym z pilotażowych.

Zrównoważony rozwój został wprowadzony na polityczne salony w czasie konferencji ONZ w Rio w 1992 roku. Nie od razu jednak jego twórcy zdradzili zawartość tego pojęcia. Operując na dużym poziomie ogólności i chwytliwych hasłach przekonywano poszczególne siły polityczne, od prawej do lewej strony, że jego wprowadzenie będzie pożyteczne i korzystne dla wszystkich, jako że – tak twierdzono – będzie stanowiło adekwatną odpowiedź na pojawiające się współczesne problemy. Organizacje ponadnarodowe – bo zrównoważony rozwój forsują w zasadzie wszystkie międzynarodowe instytucje od ONZ po UE – stworzyły niejako bańkę pojęciową, którą miały zapełnić lewicowe ustalenia kolejnych konferencji oraz postulaty tzw. ekspertów, w rzeczywistości będących ideologami i lobbystami. Plan rozłożono na wiele dziesięcioleci, również ze względu na społeczeństwa konserwatywne, które należało najpierw odpowiednio przeformatować, aby neomarksistowskie postulaty były dla nich do przyjęcia. I tak w 1994 roku konferencja ONZ w Kairze uzupełniła zrównoważony rozwój o prawa seksualne i reprodukcyjne (w tym aborcję i antykoncepcję). Rozwojem społecznym zajęła się konferencja w Kopenhadze (1995). Konferencja w Pekinie (1995) – kobietami i perspektywą gender. Konferencja w Stambule (1996) – habitatem, czyli systemem mieszkalnictwa opartym na nowym, wchodzącym w skład ogólnego pojęcia zrównoważonego rozwoju podejściu do sposobu, w jaki są planowane miasta i osiedla. Zgodnie z założeniami twórców tego pojęcia, ma się ono przyczynić do „osiągnięcia równości płci i równouprawnienia kobiet i dziewcząt w celu pełnego wykorzystania ich żywotnego wkładu w zrównoważony rozwój”. Natomiast konferencja w Rzymie skupiła się na problemach wyżywienia i bezpieczeństwa żywnościowego. Kolejne konferencje ONZ były jedynie podtrzymaniem raz przyjętej linii działania.

Nowe mieszkalnictwo

Jeżeli spojrzymy całościowo na działania organizacji ponadnarodowych, w tym również Unii Europejskiej, zauważymy ich niebezpieczną spójność. Z jednej strony bowiem prowadzą one politykę zmierzającą do pozbawienia obywateli ich własności prywatnej, takiej jak mieszkania czy samochody (również poprzez próbę nakładania kolejnych podatków), z drugiej forsują ideę współdzielenia tych rzeczy jako „zrównoważoną”. Wszystko pod płaszczykiem walki o ochronę klimatu i środowiska. Wprowadza się to metodą kropelkową, aby wyrobić w społeczeństwach nowe nawyki, zwyczaje i potrzeby. I tak w wielu miastach najpierw pojawiły się rowery do wypożyczenia przez aplikację, potem hulajnogi, skutery, wreszcie zaś samochody. I chociaż niewątpliwie było to pewne udogodnienie dla mieszkańców miast, to sytuacja, w której będzie istniał przymus współdzielenia środków transportu – a jest to tylko kwestią czasu – będzie już stanowiła formę opresji. Podobnie z mieszkaniami.

Na stronie internetowej Banku Światowego można przeczytać, że inicjatywa zrównoważonych miast obejmuje „integrację społeczną”. Jak jest ona rozumiana? „Koncentrując się na inkluzywnym rozwoju miast, moduł ten dotyczy: 1) marginalizacji grup wykluczonych społecznie i nierówności; oraz 2) odpowiedzialności i uczestnictwa społecznego. Określone zmarginalizowane grupy w ECA, takie jak społeczności romskie, często mieszkają w nieformalnych osiedlach z ograniczonym dostępem do mieszkań sanitarnych, wody, elektryczności i innych podstawowych usług publicznych lub bez takiego dostępu. Miasta zapewniają lepsze usługi ubogim, gdy istnieją mechanizmy odpowiedzialności społecznej, łączące społeczności, usługodawców i decydentów” – czytamy. Co to oznacza w praktyce? Dzielenie mieszkań z innymi czyli home-sharing. W tej chwili praktyka ta jest obecna jedynie w obszarze planowania urlopu – można „zaopiekować się” mieszkaniem osoby wyjeżdżającej na urlop i w ten sposób np. spędzić wolny czas w miejscu jej zamieszkania, ale docelowo ludzie mają zostać pozbawieni własnych mieszkań i skazani na „home-sharing”. Zresztą jest to nic innego, jak tylko rozwinięcie pomysłu Altiero Spinelliego i Ernesto Rossiego z 1941 roku zawartego w „Manifeście z Ventotene”, dokumencie stanowiącym filar rozwoju Unii Europejskiej (Biała księga dla rozwoju Unii Europejskiej 2019). Czytamy w nim: „Aby sprostać naszym potrzebom, rewolucja europejska musi mieć charakter socjalistyczny, to jest – musi stawiać sobie za cel emancypację klas pracujących i zagwarantowanie im bardziej ludzkich warunków życia. Jednakże działania, jakie należy podjąć w tym celu, nie mogą być określane jedynie z perspektywy doktrynalnej. Zgodnie z takim podejściem, należałoby co do zasady znieść prywatną własność środków produkcji – mogłaby ona być tolerowana jedynie w przypadkach koniecznych”. Dalej autorzy stwierdzają, iż „własność prywatną należy znieść, ograniczyć, skorygować, poszerzyć, odpowiednio dla każdego indywidualnego przypadku, nie dogmatycznie i pryncypialnie”. Oznacza to dopuszczenie wyjątków od tej reguły i podzielenie społeczeństw na klasę wyższą, która posiada jakąkolwiek własność i klasę niższą – nieposiadającą żadnej własności. Zdaniem Rossiego i Spinelliego przeprowadzenie takiej rewolucji jest możliwe, ponieważ „nowoczesna technologia produkcji masowej dostarcza niemal nieograniczonych możliwości wytwarzania dóbr pierwszej potrzeby, zapewniając każdemu, po względnie niskich kosztach, wikt, dach nad głową i odzież, to jest minimum komfortu niezbędne dla zachowania poczucia ludzkiej godności”. „Dlatego też solidarność z tymi, którzy ponoszą klęskę w walce ekonomicznej, nie powinna przybierać upokarzających form charytatywnych, ponieważ w ostatecznym rozrachunku prowadzą one do tego samego zła, które starają się naprawić. Powinny to być natomiast rozwiązania zapewniające wszystkim – zarówno zdolnym jak i niezdolnym do pracy – godny poziom życia, jednakże nie pozbawiające motywacji do pracy i oszczędzania” – stwierdzają włoscy komuniści.

Rozwiązania forsowane w ramach zrównoważonego rozwoju stanowią zatem jedynie kontynuację zapoczątkowanej przez nich linii. Warto dodać, że na oficjalnej stronie internetowej programu C40, w zakładce poświęconej miastom autorzy stwierdzają: „Nie ma sprawiedliwości klimatycznej bez sprawiedliwości społecznej, a działanie na poziomie miasta ma kluczowe znaczenie dla osiągnięcia obu”. Oznacza to, że rewolucja klimatyczna będzie się dokonywała równolegle z rewolucją społeczną, a pierwsze „jaskółki” widać już w Oxfordzie, gdzie władze – kosztem ludzi – wprowadzają dzielnice o niskim natężeniu ruchu. W ramach inicjatywy C40 Cities powstał Nowy Globalny Zielony Ład (The Global Green New Deal), który „jest z natury holistycznym, przekrojowym podejściem do działań na rzecz klimatu, uznającym, że sprawiedliwość klimatyczną, społeczną i gospodarczą można osiągnąć tylko razem”. „W miastach i społecznościach, które wspólnie budujemy, każdy będzie miał prawo do czystego powietrza, godnej płacy, dobrych zielonych miejsc pracy, ochrony przed ekstremalnymi warunkami pogodowymi, zdrowej lokalnej żywności, bezpiecznego miejsca do życia i terenów zielonych, którymi można się cieszyć – niezależnie od rasy, narodowości, genderu, orientacji seksualnej, obywatelstwa, zdolności lub statusu społeczno-ekonomicznego” – czytamy w założeniach. Widać zatem wyraźnie, że wcale nie chodzi o ochronę klimatu – celem klimatycznym jest obniżenie temperatury o 1,5 stopnia, co w zasadzie nie będzie odczuwalne, jeżeli nawet uda się to osiągnąć – ale o stworzenie nowego społeczeństwa, w którym człowiek najpierw zostanie włożony w sztywne ramy systemu rzekomo chroniącego klimat, później zaś padnie jego ofiarą.

Dlaczego robaki?

Zgodnie z założeniami neomarksistowskich rewolucjonistów zmianie ulec ma również ludzka dieta. Zamiast mięsa proponują oni różnego rodzaju robaki oraz produkty pochodzenia roślinnego. Dlaczego? Zgodnie z założeniami klimatycznymi oraz ideologią zrównoważonego rozwoju każde zwierzę produkuje „gazy cieplarniane”, zatem ich hodowla ma docelowo zostać ograniczona. Nie jest przypadkiem, że każdy rolnik musi zgłaszać ilość hodowanych na fermie kur – wkrótce przyjdzie mu rozliczać za nie emisję CO2 i innych gazów. Podobnie zapewne będzie z innymi zwierzętami hodowlanymi. Ślad węglowy pozostawiają również ludzie i w ich życie – chociaż teraz nie mówi się jeszcze o tym głośno – również jest wymierzona nowa ideologia. Tzw. eksperci już od od wielu lat wskazują na konieczność zmniejszenia liczby ludności na ziemi, a depopulacyjne idee zyskują coraz to nowych zwolenników. To dlatego w zrównoważonym rozwoju jest umieszczony powszechny dostęp do aborcji i środków antykoncepcyjnych zakamuflowany pod pojęciem „zdrowia reprodukcyjnego” czy „zdrowia seksualnego”. To dlatego zapewne ponadnarodowe instytucje, jak UE nie zwracają się uwagi na szkodliwość spożywania przez człowieka robactwa – w końcu on również jest celem do anihilacji.

Pytanie, ile jeszcze potrzeba dowodów, aby społeczeństwa i politycy przejrzeli na oczy i zrezygnowali z forsowania w swoich krajach zrównoważonego rozwoju? Wydaje się, że jest to już ostatni dzwonek na podjęcie właściwych decyzji.

Anna Wiejak